literature

Cognosce te ipsum 7 cz. 2

Deviation Actions

Dedto's avatar
By
Published:
766 Views

Literature Text

Skuliłam się przy stole. Nie było mi zimno, a mimo to przez całe moje ciało przebiegały okropne dreszcze. Satoshi wyszedł, więc postanowiłam wykorzystać okazję i przefarbować włosy. Zwlekłam się jakoś z krzesła i poszłam do łazienki. W mojej kosmetyczce już od kilku dni mieszkała farba do włosów. Zawsze kupowałam taki sam kolor żeby nikt nie zauważył zmian.
Dużo ludzi ścina, albo farbuje włosy, ponieważ chcą zmienić w ten sposób coś w swoim życiu. Ja robię to bo nie chcę pozwolić na zmiany. Wszystko stałoby się gorsze wraz z powrotem koloru. Od razu musiałabym tłumaczyć dlaczego jestem siwa...nie chcę tego. Nie chcę wracać do tych wspomnień, gdybym na to pozwoliła one na pewno zawładnęły by moim obecnym życiem.
Zabrałam się za farbowanie. Poczułam ogromną gulę w gardle, gdy spojrzałam w lustro. To cholerna pasemko...nie wiem co, ale coś nie pozwalało mi go usunąć. Na prawdę chciałam, tyle że...nie umiałam. Jednak przeszłość mnie trzymała. Ściskała zimną łapą moją szyję i nie pozwalała na głęboki wdech. Przeszłość mnie dusiła i wyniszczała od środka. Czułam jak gnije i powoli zdycham...
„Dość tego poetyckiego języka, zajmij się tym czym masz.” Odetchnęłam głęboko. Tym razem się nie popłakała, nie mogłam sobie na to pozwolić.
Miałam już farbę na włosach, teraz musiała tylko odczekać parę minut i już. Potem postanowiłam pójść spać. Czułam, że jestem zmęczona i musiałam szybko wyzdrowieć żeby pomóc w nagrywaniu filmu. W sobotę i niedzielę to odeśpię. Pierwszy raz od dawna cieszyła mnie ta myśl. Nie mogłam się doczekać wolnego i tyle.
Załatwiłam wszystko co trzeba i już miałam swój żywy kolor. Bez siwego odrostu naznaczonego łzami małej dziewczynki. Oho...znów włączył mi się poetycki język. Świetnie...tylko tego mi brakowało.  Przetarłam oczy i położyłam się do łóżka. Zacisnęłam powieki. Spowiła mnie czerń. Słodka, przytłaczająca czerń...
-Jestem zmęczona...-wyszeptałam do samej siebie. Nagle jakaś mała część mnie zapragnęła się do kogoś przytulić. Poczułam się samotnie.
Znów to samo. Ja nie mogę, po prostu NIE MOGĘ popadać w melancholię. To jest zgubne w skutkach...ale niestety mam tendencje do przygnębiania się, bo wtedy lepiej mi się myśli. Tak, najłatwiej się skupiam gdy jestem sama, ale...nikt nie powinien być sam. A szczególnie nie ktoś tak słaby jak ja.
Chciałam z kimś porozmawiać, wypłakać się...ale nie miałam takiej osoby. Nie mogłam obarczać Zelenki swoimi problemami, a Kate nie ufałam...nie został mi nikt. Oliver? Wolałam żeby myślał o mnie tak jak większość, czyli, że jestem silna, zimna i opanowana. Taka być chciałam...

***

Parę minut później byłem już w umówionym miejscu. Stał tam i on. Miał czarny, długi płaszcz i wypastowane buty. Było bardzo ciepło jak na tą porę roku, więc nie rozumiałem po co się tak grubo ubrał, nawet ja akurat tego dnia nie miałem na sobie bluzy.
Opierał się plecami o latarnie i wyglądał mało zachęcająco. W sumie to bardziej przypominał dilera niż księdza, ale to tylko szczegół. Gdyby była późniejsza godzina to na pewno ktoś zapytałby go o zioło. Ksiądz-diler...przynajmniej mało kto by go podejrzewał. O! Wyobraźcie sobie, że podchodzi taki i rozchyla płaszcz, a tam...em...chyba pomyliłem wątki...nie ważne. Nie było tematu!
-Ave.-klepnąłem go w ramię. Odwrócił się na pięcie i spiorunował mnie wzrokiem.
-Cześć. Idziemy?
-Tak.-pokiwałem głową i ruszyłem pierwszy, on szedł parę kroków za mną. Nie miał najlepszego nastroju i doskonale wiedziałem, że będzie chciał na ten temat rozmawiać. O dziwo całkiem często prosił mnie o pomoc w rozwiązaniu jakiegoś problemu. Widać mi ufał. Jakby się zastanowić to mimo wszystko całkiem dużo osób mi ufa...to całkiem zabawne, bo sam sobie nigdy bym nie powierzył tajemnicy.
Wkroczyliśmy do kawiarni, chyba nieco zbyt pewnym krokiem, bo zwróciliśmy na siebie uwagę sporej ilości osób. W razie ewentualnego mordobicia, oberwałbym za dwóch, bo klecha to pacyfista. Co najwyżej wyrecytuje litanię, albo włoży komuś krzyżyk w oko.
-Siadamy tu?-wskazał palcem na stolik w kącie.
-Jasne.-usiadłem na krześle przy samej ścianie, a on naprzeciwko mnie.-Coś się stało?
-Musi się coś stać żebym chciał się z tobą spotkać?
-Najczęściej właśnie tak jest.-pokiwałem głową.
-Od wczoraj zastanawiam się nad pewną sprawą.
-A ty co? Ojciec Mateusz?
-Chodziło mi o spowiedź baranie...-warknął. Aleksander to najbardziej drażliwa osoba jaką znam...oczywiście zaraz po Lucyferze i Risie.
-Wiem, że nie możesz powiedzieć mi kto z tobą rozmawiał, ale chyba nic ci nie zabrania przedstawić mi jej światopoglądów.-coś zaświtało mi w głowie, ale nie miałem pewności co do tego.
-Jej? Skąd wiesz, że to była dziewczyna?-bingo.
-Miałem na myśli „ją” jako „tą osobę”, bo „osoba” to rodzaj żeński...ale ty powiedziałeś resztę.
-Jesteś okropny.-uśmiechnął się.
-Słyszałem to za dużo razy przez całe życie.
-To przestań udowadniać ludziom jacy są głupi.
-Wtedy będę się nudzić.-wzruszyłem ramionami.-Co powiedziała?
-Mówiła, że nienawidzi wszystkich dookoła, ale strasznie tego żałuje.-brzmi znajomo?-Uważała, że  jest gorsza od swoich znajomych i dla tego ich nienawidzi.
-Bo są lepsi?-nie mogłem powiedzieć, że to w stu procentach Risa, ale to brzmiało jak jej słowa.
-Tak. Tak powiedziała.-pokiwałem głową.
-A ty powiedziałeś jej że Bóg ją kocha i kazałeś jej odmówić trzy zdrowaśki?
-Przestań mówić o tym z taką kpiną.-wywróciłem oczami. Czuję, że zostanę znienawidzony przez swoje poglądy.
-Nie wierzę w Boga. Nie może istnieć, bo gdyby gdzieś tu był...wszystko wyglądało by inaczej.
-Wszystko?
-Ludzie, świat, choroby...zwierzęta, nasze codzienne dni. Gdyby Bóg tu był moje życie nie byłoby takie jakie jest.
-Eh...-westchnął głośno. Podeszła do nas kelnerka, która już doskonale wiedziała co zamawiamy i przyniosła białą kawę dla Aleksandra i zieloną herbatę dla mnie.
-Nie uwierzę w tą bajkę choćby nie wiem co.-powiedziałem dosadnie.
-Satoshi...to test twojej wiary. Nie przeszedłeś go bo...
-Test?-zaśmiałem się.-Błagam cię! W takim razie tym „testem” odebrał sobie jedną owieczkę ze stada.
-Po prostu chciał sprawdzić jak ciężki krzyż dasz radę udźwignąć.
-Daj sobie spokój.-poprosiłem.-Okey...dobra, wierzę w Boga, ale ustalmy jedno. On się nie interesuje światem, olał nas. Takie jest moje zdanie i tu chcę skończyć temat.-pociągnąłem łyk herbaty. Aleksander również napił się swojej kawy i zamilkł.
Zapadła niezręczna cisza. Łypaliśmy sobie w oczy i gdyby klecha nie był facetem mogłoby być romantycznie. Ciszę przerwał mój telefon, a dokładniej wiadomość, którą otrzymałem. Spojrzałem przepraszająco na przyjaciela i przeczytałem sms'a. Podniosłem głowę, spojrzałem mu znów w oczy i wstałem z krzesła.
-Gdzie idziesz?
-Grzeszyć. Możesz się za mnie pomodlić.-uśmiechnąłem się i wyszedłem z kawiarni. Nie czułem się z tym źle, ponieważ Aleksander często robił to samo. Mieliśmy taką niepisaną umowę, że jeśli ktoś do nas napiszę mamy święte prawo przerwać spotkanie i iść sobie jeśli jest taka potrzeba.
Wyszedłem z kawiarni i poszedłem przed siebie. Gdzie dokładnie? Tam gdzie miałem się spotkać z Nissą. To była jedna z dziewczyn, z którymi się spotykałem. Eh...źle to zabrzmiało. Tylko z nią rozmawiałem, raz o sztuce, raz o dziennikarstwie. Była inteligentna i wesoła, a na dodatek wydawała się być niezwykle niewinna oraz urocza. Nie wiem co dokładnie było w tej dziewczynie, ale ją polubiłem.
Siedziała na drewnianej ławeczce. Była ubrana w krótkie, dżinsowe spodnie i czarną bluzkę z koronki. Blond włosy z niebieskimi końcówkami były czymś na kształt jej znaku rozpoznawczego i pięknie komponowały się z szarymi oczami. Bardzo lubiłem jej oczy. Niby były zwykłe, przeciętne, ale jednocześnie niesamowicie piękne.
-Bu!-podszedłem ją od tyłu i złapałem dziewczynę za boki. Podskoczyła delikatnie i zachichotała.
-Sado!-odwróciła się do mnie.-Cześć!
-Hej Maleństwo. -poczochrałem ją po głowie.-To gdzie idziemy?
-Na lody?
-Jasne.-uśmiechnąłem się i ruszyliśmy powoli przed siebie.
No i poszliśmy do kawiarni...spędzam stanowczo za dużo czasu w tego typu miejscach...w prawdzie nie lubię słodkich rzeczy, ale dałem się namówić na kawałek szarlotki. Nissa niczym mała dziewczynka usmarowała się cała lodami. Zaśmiałem się i podałem jej chusteczkę. Wytarła biały pyszczek i się uśmiechnęła szeroko. Potem, gdy już skończyliśmy jeść, poszliśmy na łąkę. Usiadłem tam pod drzewem i spojrzałem w niebo. Ani jednej chmurki...czyste i błękitne. Odetchnąłem głęboko. Dziewczyna też najpierw usiadła, a zaraz później położyła się na ziemi w pozycji na sfinksa.
-Tak w ogóle to co robisz w wolnym czasie?-zapytała z zamkniętymi oczami.
-W wolnym czasie? Umawiam się z dziewczynami, prowadzę je na łąkę, potem gwałcę, duszę i pożeram kawałek po kawałeczku.-zażartowałem.
-Ta...bardzo śmieszne. Nie mów takich rzeczy jeśli nie chcesz żebym uciekła z piskiem.
-Przepraszam, mam po prostu takie poczucie humoru-uśmiechnąłem się do niej, a potem położyłem się na trawie. Zapadła cisza, która panowała przez jakieś cz...cztery minuty. Dlaczego cztery, a nie trzy, albo pięć? To zapowiadało coś złego...
-Nie masz nic do powiedzenia?-otworzyła jedno oko.
-Zależy co byś chciała usłyszeć...nie lubię opowiadać o sobie, wolę prowadzić z kimś rozmowę.
-Opowiedz mi jakąś historię.-poprosiła spokojnym głosem.
-Smutną czy wesołą? Ostatni raz opowiadałem bajkę kuzynowi kolegi...gówniarz ma dziewięć lat i mu się oryginał czerwonego kapturka nie podobał...musiałem wymyślać coś na bieżąco. Nawet nie uwierzysz co babcia zrobiła wilkowi.-Nissa zachichotała.-Em...znów zgubiłem wątek...sorki.
-Przestań.-mruknęła nagle.
-Hym? O co chodzi?
-Nie przepraszaj!-poderwała się do góry.-To irytujące.-zaśmiałem się.
-Dobra już nie będę. Ależ ty zaborcza.-pstryknąłem ją w nos.-Dobrze, na twoje życzenie nie będę już przepraszał.
-No i fajnie.-uśmiechnęła się i rozmasowała czubek nosa. Patrzyłem na nią prze dłuższą chwilę, a potem się nagle uśmiechnąłem. To pewnie nie wyglądało najnormalniej, ale ona chyba nawet nie zauważyła niczego dziwnego. Bez zapowiedzi przysunąłem się do niej, a potem położyłem dłonie na jej ramionach. Sekundę później Nissa leżała pode mną plecami do ziemi.
-Sado!-pisnęła i otworzyła szeroko oczy.-Za to masz przeprosić.-zmarszczyła słodko czoło.
-Nie.-uśmiechnąłem się delikatnie. Chciałem po prostu zobaczyć jak zareaguje, to wszystko.
-Zaczynam się ciebie bać...-powiedziała cicho.
-Dopiero teraz?-zaśmiałem się.-Powinnaś się bać już od dawna.-przysunąłem się do niej odrobinę.
-Nie jesteś straszny...
-Taaak...?-wymruczałem cichutko. Szczerze mówiąc po prostu dobrze się bawiłem, a moje intencje były tak czyste jak ta nieobesrana łąka...chociaż...to chyba nie najlepsze porównanie...nie ważne.
Nagle stało się coś czego bym się nigdy nie spodziewał...a jednak. Dziewczyna poderwała głowę do góry i bez słowa mnie pocałowała. Zdziwiłem się bardzo, ale nie odsunąłem się nawet o minimetr. Ba! Nawet odwzajemniłem pocałunek. Teraz ktoś mógłby zapytać dlaczego ja to robię...dlaczego zachowuje się...no właśnie tak jak teraz? Nie chcę zgrywać omnibusa czy innej alfy i omegi, ale muszę wysilić się na krótką wypowiedź. Korzystam z życia. To nie jest takie proste jak się wydaje...nie chcę drążyć tematu, natomiast radzę wszystkim przemyśleć to przynajmniej odrobinę.
„Z niepewnym skutkiem śpiewajmy sobie tak...życie jest za krótkie by żyć byle jak.”
Serio? Na prawdę akurat teraz musiała mi się przypomnieć ta piosenka? Chwilę później wzięło mnie na filozofowanie. To...chyba nie była najlepsza chwila na rozmyślenia.
-Sado?-zapytała jakby zmartwiona. Uśmiechnąłem się do niej i musnąłem ustami usta dziewczyny. Złapała mnie za dłoń i splotła nasza palce razem. Była przyjemnie ciepła.
-Jesteś strasznie zimny.-dlaczego się tak o mnie martwiła? Nie byłem przecież dla niej nikim bliskim, ani ważnym...
-To nic nowego.-odparłem łagodnym tonem.
-Przeziębisz się.
-Możesz mnie rozgrzać.-zażartowałem. Tak, wiem...moje żarty są tak niskie, że trzeba wykopań dół, a potem się w nim położyć żeby osiągnąć ten sam poziom, ale tak już mam. Trzeba mi to wybaczyć.
-Mogę?-zaśmiała się i znów mnie pocałowała. Potem ja zrobiłem to samo...i znowu...i jeszcze raz...a potem moja koszulka leżała obok nas. No to ten...chyba teraz czas na perspektywę Risy, coby nikogo nie zgorszyć.

***

Obudził mnie telefon, dzwoniła do mnie Nora. Niechętnie odebrałam i nawet nie zdążyłam się odezwać, ponieważ dziewczyna od razu zaczęła gadać.
-Wiem, że jesteś chora, ale potrzebuje na jutro fragmentów filmu, który nagrałaś. Dyrektorka na mnie krzyczy i ciągle pośpiesza. Risa, proszę pomóż mi.
-Jutro będę.-powiedziałam krótko.
-Na prawdę?! Dziękuję!-coś zatrzeszczało w głośniku.
-Już idę zrzucić film na kartę. O nic się nie martw.-powiedziałam przyjemnym tonem. Nora jeszcze przez chwilę mi dziękowała i mówiła jaka to ja nie jestem kochana, a potem się rozłączyła.
Zgrałam z kamery wszystkie filmy, te do szkoły i te które nagrywała dla Satoshiego. Były na dwóch różnych kartach pamięci, ta Sado po prawej, do szkoły po lewej. Wstałam od krzesła i zaczęłam pakować torbę. Tona książek i zeszytów wylądowała w środku gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam do nich leniwie i popatrzyłam przez judasza. Otworzyłam drzwi i do mieszkania wszedł Hannibal.
-Dobry.-uśmiechnął się. Kiwnęłam do niego głową.-Gdzie Satoshi?
-Wyszedł.-mruknęłam zachrypniętym głosem.
-Nie było was dziś w szkole i myślałem, że coś się stało. Mogliście się pozabijać...-zlustrował mnie dokładnie.-Jesteś chora?
-Nie.-pokręciłam głową.-Jutro idę do szkoły.
-Eh...dobra. W takim razie nic tu po mnie. Przepraszam, że przeszkodziłem.-i jak wszedł. Może przyszedł mi przeszkadzać?
„Tak Risa...bo przecież ludzie nie mają nic ciekawszego do roboty niż ci przeszkadzać!”
W sumie racja...powinnam się uspokoić i skupić na tym co robię. Miałam wyrzuty sumienia, bo przespałam praktycznie cały dzień i nic nie zrobiłam, a na dodatek wciąż byłam zmęczona. Oczy piekły mnie tak jakbym płakała non-stop przez poprzednie parę dni i były opuchnięte...czyli nic co by mnie zdziwiło, bądź do czego bym nie przywykła.
Satoshi nie wracał. Nie żeby mnie to martwiło, ale...niechętnie muszę przyznać, że lepiej jest spędzać czas z kimkolwiek niż samemu. Niestety wygląda na to że urodziłam się pod „samotną gwiazdą” i nie mam co liczyć na towarzystwo.
Pokręciłam energicznie głową. Jeśli będę o tym myślała to znów zacznę płakać, a nie na tym mi zależało. Musiałam się przygotować do szkoły, ponieważ to był mój aktualny priorytet. Jednak...wciąż czułam ucisk w gardle i słone łzy, spływające po gardle. To robiło się nudne, ale kto powiedział, że jestem ciekawa?
-Dobra...chyba mam już wszystko.-odetchnęłam głęboko i posłałam w stronę ściany błogi uśmiech. Oczywiście ta radość nie mogła trwać za długo. Co mnie wyprowadziło z równowagi? Telefon.
Popatrzyłam na ekran i pierwsze co to pomyślałam, że za chwilę zejdę na palpitacje serca. Odebrałam, ale dopiero po chwili...dłuższej chwili.
-Halo?-odezwał się głos z drugiej strony.
-Risa przy telefonie.-odparłam tylko odrobinę zbyt sztywno i formalnie.
-Mogę mieć do ciebie prośbę?-zapytał Oliver.
-Tak, jasne.-nagle stałam się mało asertywna...
-Wiesz, że kółko teatralne będzie miało duży występ, prawda?
-Wiem.-skinęłam głową.
-Niby to Marika nas reprezentuje, ale ona jest pokłócona z Norą...
-O tym też wiem.-uśmiechnęłam się i usiadłam na oparciu kanapy.
-I zostałem wytypowany na jej zastępce. Risa...mogłabyś się dogadać z ludźmi z koła filmowego żeby pojechali z nami na występ i wszystko ładnie nagrali?
-Zobaczę co da się zrobić.-odezwałam się przyjemnym głosem.
-Dziękuję ci Risa! Jesteś wspaniała.-powiedział spokojnie, a ja się zarumieniłam. Cieszyłam się że tego nie wiedział.
-Oliver, spokojnie...zrobię co mogę, ale nic nie obiecuje.
-Wierzę w ciebie. Na pewno ci się uda. Do zobaczenia, Risa.-rozłączył się. Jeszcze długi czas po tym patrzyłam na telefon z niedowierzaniem i szerokim uśmiechem.

***

W wielu filmach jest taki moment, gdy miedzy bohaterami coś się zadziało i wylądowali ze sobą w łóżku. Potem często nagłe następuje cięcie i przejście do sceny po, gdy parka leży obok siebie i próbują unormować oddech. Taki zabieg stosuje się dlatego, że nie wszyscy chcą wiedzieć kto, co i gdzie sobie wkładał. Ja nie mam z tym żadnego problemu, ale doskonale wiem, że seks to temat tabu. Mam świadomość tego, że jestem bardzo kontrowersyjny i moje poglądy tego nie poprawiają, więc takie przejście będzie konieczne. Właśnie dlatego nie zawsze będę opisywał każdy stosunek. No, ale wracając do tematu...
Leżałem nagi na trawie, a na mnie znajdowała się Nissa i cichutko dyszała. Pocałowałem ją ostatni raz i lekko sturlałem na ziemię. Spojrzała na mnie pytająco.
-Powinniśmy się ubrać.-wyjaśniłem, ubierając spodnie.-Jakby nie patrzeć to można zapłacić za to karę...
-Myhym...-zamruczała i leniwie założyła koszulkę. Skrzywiła się, wygładzając materiał.
-Co jest?-przetarłem oczy.
-Zrobiłeś mi malinkę!
-A żeby to jedną...-ups...zaraz będzie na mnie krzyczała.
-I jak ja mam je zakryć, co?
-Po co zakrywać?-objąłem ją. Nie protestowała, nie uciekała, po prostu odpowiedziała tym samym.
-Nie wypada tak chodzić.-mruknęła.-Jesteś okropny.
-Wiem.-pocałowałem ją w czoło. Potem stanęła na palcach i przyssała się do mojej szyi niczym drobna pijawka. Miała gorące wargi...
-Teraz jesteśmy kwita.-uśmiechnęła się, odrywając od mojej szyi.
-Straaaszne...-wywróciłem oczami. Niśka uśmiechnęła się delikatnie i złapała mnie za dłoń, ruszyła przed siebie. Od razu wiedziałem jaki ma zamiar. Przed nami rozpościerało się nie wielkie jezioro obrośnięte trawą i krzakami. Wyobraziłem sobie jak zimna musi być ta woda i wstrząsnął mną okropnie nieprzyjemny dreszcz. Dziewczyna wydawała się tego nie dostrzec i szła dalej, ciągnąc mnie za rękę. Zatrzymała się na brzegu i spojrzała mi głęboko w oczy. No tak...teraz będzie chciała odwrócić moją uwagę od jakże niebezpiecznej sytuacji w jakiej się znajduje. Ja też tak potrafię.
Uśmiechnąłem się zadziornie i objąłem ją w pasie. Odchyliła głowę do tyłu i...no właśnie. Cofnęła się kilka kroków, a następnie próbowała mnie wepchnąć do wody. Spodziewałem się tego, więc w ostatniej chwili pociągnąłem ją za sobą. Blondynka pisnęła niczym mała myszka, a potem wylądowaliśmy pod wodą.
Było cholernie zimno. Momentalnie poczułem jak temperatura mojego ciała spada do trzydziestu pięciu stopni. Wyłoniłem się spod lodowatej tafli i natychmiast rzuciłem gniewne spojrzenie w stronę Nissy. Jednak okazało się że dziewczyna jeszcze nie wypłynęła i piorunowałem wzrokiem Bogu ducha winny krzaczek. Spojrzałem w dół.
Włosy panny unosiły się delikatnie pośród glonów, wodorostów i brudu. Grr....będę musiał się porządnie wymyć po tej akcji. Sama myśl o tym syfie w którym teraz stoję przyprawiała mnie o dreszcze. Obrzydlistwo.
Nissa wreszcie stanęła na nogach. Wyglądała jak blondwłose wydanie Sadoko z The Ring. Uśmiechnąłem się do niej, a ona mnie ochlapała! Wytarłem twarz dłońmi i próbowałem ukryć to że się krzywię. Gdyby to zauważyła od razu musiałbym się tłumaczyć dlaczego, czy mi z nią źle i tak dalej.
-Wiedziałem, że to zrobisz.-pocałowałem ją w czubek nosa.-Mogę cię teraz utopić?
-Jesteś niemożliwy.-zaśmiała się a ja natychmiast spoważniałem. Odsunąłem się od niej. Jej ton stał się odrobinę słodszy gdy wypowiadała te słowa, a to nie zapowiadało niczego dobrego.
-Nissa...-zacząłem beznamiętnym głosem.-Jaki masz stosunek do mnie? To znaczy...-wziąłem głęboki oddech.-To było złe pytanie. Co czujesz kiedy...kiedy jestem blisko? Ufasz mi...?
-Możliwe, kotku.-szepnęła, patrząc z dumą na malinkę, którą mi zrobiła. Potem wlepiła wzrok w moją twarz i chyba starała się z niej coś wyczytać.
-Nie bój się...nie mam zamiaru ci się oświadczać. Chodzi o to, że...nie jestem najlepszą osobą, do której powinno się przywiązywać, albo ufać...mogę cię skrzywdzić...nawet jeśli to będzie nieświadomie.
-Skąd to nagłe pytanie?-przymrużyła oczy.
-Możemy wyjść z wody?-zamknąłem oczy i ruszyłem w stronę brzegu. Znów nie mogłem oddychać...dlaczego akurat teraz? Stres? Nie...to niemożliwe.
-Satoshi!-zawołała za mną i potruchtała w moją stronę.
Stanąłem na trawie i przez sekundę obserwowałem krople wody, spływające po moim ciele. Z zimna zdrętwiały mi palce. Nissa stanęła obok mnie.
-O co ci chodzi?-zapytała nie za miło. Jasne, przecież nie mogła być miła skoro wyleciałem z takim durnym tekstem.
-Nie powinnaś mi ufać.-podszedłem do drzewa i się o nie oparłem.
-Dlaczego tak sądzisz? Nie jesteś zły...-miałem ochotę się zaśmiać, ale na pewno by to źle odebrała.
-Nie chcę żebyś się do mnie przyzwyczaiła...jestem...-potrząsnąłem głową zanim powiedziałbym za dużo.
-Jesteś...?-powtórzyła ponaglającym tonem.
-Jak każdy inny człowiek mogę odejść i cię skrzywdzić.-zacisnąłem powieki.-Nie chcę być dla ciebie nikim ważnym.-i dopiero po paru sekundach dotarło do mnie co tak właściwie powiedziałem.
-Aha...rozumiem.-jej głos był tak oschły, że przez chwilę się zastanawiałem czy to ciągle ta sama osoba.
Zrobiło mi się czarno przed oczami i zgiąłem się w pół. Gdybym mógł wybierać to wolałbym zdechnąć niż się tak męczyć, ale wszystko, psia mać, po kolei. Ten gość na górze chyba mnie wybitnie nie lubi skoro postanowił mnie tak katować.
Cofnąłem się o krok i oparłem plecami o pień drzewa. Zsunąłem się na trawę. Drżałem cały z zimna i bólu. Nissa musiała być nieźle obrażona skoro olała to że właśnie zdycham na jej oczach.
-Źle to ująłem...nie o to mi chodziło.-wydyszałem, a ona w dalszym ciągu milczała.-Jestem...w każdej chwili mogę zniknąć z twojego życia. Dziś, za tydzień czy parę miesięcy. Nie chcę żebyś zapamiętała mnie jako chłopaka, który uprawiał z tobą seks i nagle wyparował. Nie chcę żebyś czuła się przeze mnie wykorzystana, bo to nie o to chodzi...
-Skończ już.-warknęła. Uniosłem głowę by się jej przyjrzeć.
Wyglądała jakby zaraz miała się popłakać. Miała prześliczne oczy...błyszczały od łez i przybrały znacznie bardziej intensywny kolor. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. Nissa przeze mnie cierpiała i (o ironio!) stało się tak dlatego, że nie chciałem jej skrzywdzić, a ja zachwycałem się jej zapłakanymi oczkami.
„Nie jestem normalny...” wiedziałem to już od dawna, ale teraz uderzyło mnie to naprawdę mocno.
-Nisso?-szepnąłem i wstałem bardzo powoli.-Bardzo cię przepraszam.-objąłem ją delikatnie.-Na prawdę nie miałem na myśli nic złego.-jęknąłem słabo.
Dziewczyna odepchnęła mnie od siebie. Nie zrobiła tego mocno, ale byłem tak wycieńczony, że utrzymanie się na nogach graniczyło z cudem. Jęknąłem głucho i padłem na kolana. Słyszałem wyłącznie szum i powolne bicie serca. Nawet kolorowe plamki mnie opuściły i zamiast nich przybyły mroczki.
„Kurwa...może jednak jestem daltonistą?” skąd taka myśl? Nie wiem. Widać moje chore poczucie humory nie opuszczało mnie nawet w tak makabrycznej chwili.
-Przecież nie chciałeś być dla mnie nikim ważnym! Po co mnie teraz przytulasz?! Poco mnie dotykasz dotykasz?!-nie patrzyliśmy na siebie, ale doskonale wiedziałem, że przestała się powstrzymywać i płacze.
Czy miałem wyrzuty sumienia? Tak, miałem. Dlatego, że płakała?  Nie. Dlatego, że nie umiałem dobrać odpowiednich słów i jej wszystko wytłumaczyć...uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie zobaczę identyczną reakcje jeszcze nie raz. Nie ważne z kim bym rozmawiał, nigdy nie wypowiem się tak jak powinienem. Prawie poruszyłem jedyny temat, który był dla mnie tabu. Prawie się przyznałem.
-Satoshi?-chyba wreszcie na mnie spojrzała, bo jej głos już nie był pełny nienawiści, a lęku. Pochyliła się nade mną i dotknęła dłonią mojego czoła. Wstrząsnął mną spazmatyczny dreszcz i jęknąłem półgłosem.
-Jesteś lodowaty.-oświadczyła błyskotliwie. W odpowiedzi znów zadrżałem.-Co ci jest?
-Gdzie mój telefon?-z ulgą stwierdziłem, że nie wpadłem do jeziora razem z telefonem, ponieważ pewnie wypadł gdzieś na ziemię gdy się rozbierałem.
-Telefon?-pisnęła.
-Źle się czuję...-wydyszałem.-zadzwonię do przyjaciela żeby po mnie przyjechał.-powiedziałem wolno, robiąc przerwy na płytkie wdechy.
Nissa dała nura w trawę i zaczęła szukać mojego telefonu. Nie wiem jak długo to trwało, ale w tamtym momencie każda chwila ciągnęła się dla mnie w nieskończoność. Zamknąłem powoli oczy, a potem się uśmiechnąłem.
-Jestem okropny, prawda?-zapytałem spokojnie. Czułem na sobie jej wzrok...przerażony wzrok.
-Nie.-odparła cicho.-Nie jesteś.-zastanawiałem się czy kłamała, bo było jej mnie żal czy po prostu nie chciała wdawać się w dyskusje.
W końcu znalazła telefon i wyciągnęła ku mnie rozdygotaną dłoń. Uśmiechnąłem się słabo żeby utwierdzić ją w przekonaniu, że jest już odrobinę lepiej, a potem wystukałem numer do Aristo. Odebrał natychmiast, zresztą jak zawsze. Nie ważne kto dzwonił, Hannibal był gotów pomagać nawet jeśli to był środek nocy
-Co jest?-coś zatrzeszczało w głośniku.
-Zrobisz coś dla mnie...?-zapytałem słabo.
-Dobrze się czujesz?-słyszałem kroki, pewnie już zaczął się ubierać.
-Świetnie.-uśmiechnąłem się.
-Gdzie jesteś?-brzmiał na co raz bardziej zdenerwowanego. Usłyszałem trzaśnięcie drzwi.
-Pamiętasz tą łąkę, na której Hide złamał sobie rękę?-zaschło mi w gardle, gdy spojrzałem na Nisse.
-Będę za parę minut.-rozłączył się.

***

Hannibal wprowadził Satoshiego do mieszkania. Obydwaj wyglądali jakby przed chwilą byli świadkami czegoś koszmarnego. Nie próbowałam się dowiedzieć o co chodzi, bo po co? Sado miał swoje życie i ja miałam swoje, nie chciałam ich ze sobą mieszać i łączyć.
-Jak się czujesz?-zapytał przyszły psychopata, który będzie gwałcił kobiety i ćwiartował coby móc je później pożreć.
-Wybitnie dobrze.-odpowiedziałam sucho.-Jestem już zdrowa i jutro mam zamiar iść do szkoły.
-Yhym...-pokiwał głową. Aristo podał mu herbatę, a potem wrócił do kuchni.
-Które?-zapytał krótko, zaglądając do szafki.
-Wszystkie.-dopiero po chwili okazało się że rozmawiali o tabletkach. Udawałam, że mnie to nie interesuje, ale miałam ochotę spytać na co są te leki.
Przyglądałam się im z daleka jednocześnie się pakując. Zgarnęła wszystkie długopisy, ołówki i zeszyty, które leżały na stole, a także kartę pamięci. Upuściłam torbę gdy mój wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Satoshiego. Chłopak się uśmiechnął i przymknął oczy. Powoli nabierał kolorów i nie był tak blady jak parę minut temu.
-Dlaczego na mnie patrzysz?-wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu.
-Wydaje ci się.
-Bynajmniej.-wstał z kanapy. Hannibal wywrócił oczami, a potem cichutko się zaśmiał.
-Zostaw ją...nie wiem dlaczego, ale wygląda na przerażoną.
-Przykro mi drogi Aristo, ale chyba masz problem z rozpoznawaniem emocji.-westchnęłam teatralnie.
-O nie...on mówi to co widzi. Ja też to widzę.-uśmiechnął się kątem ust. Zrobiłam to samo, bo chciałam mu pokazać, że się nie boję. Zmusiłam się by zrobić krok w stronę Sado.
-Hyhy...panno Rianagan, od kiedy jesteś taka odważna? A może raczej głupia?-przysunął się do mnie. Dlaczego się go bałam? Co mnie tak niepokoiło?  Miałam na plecach gęsią skórkę kiedy ponownie spojrzałam mu w oczy. Przybrałam najbardziej obojętny wyraz twarzy i się wyprostowałam.
-Satoshi...-jęknął Hannibal.-Poczułeś się lepiej i masz zamiar znęcać się nad biedną Risą?
-A żebyś wiedział.-oblizał usta.
„Obrzydliwe...”
-Na prawdę sprawia ci to przyjemność? Do prawdy, żałosne.-fuknęłam. Przez cały czas patrzyłam mu na czoło, tak dla efektu. Dzięki temu powinien poczuć się mniejszy i przytłoczony.
-Tak.-odparł wesoło i jak gdyby nigdy nic dotknął mnie palcem wskazującym w pierś. Co to miało na celu? Chyba tylko zdenerwowanie mnie...ale ja się nie dałam.
-I co, zadowolony?-warknęła.
-Tak.-zruszył ramionami i się odwrócił.
-Na stole leży karta pamięci z twoimi filmami.-rzuciłam spokojnym głosem, wycofując się do swojego pokoju.

Cognosce te ipsum (część druga)-Przeszłość zginęła

Jest i druga część...miałam straszne problemy ze wstawieniem tego rozdziału, nie wiem dlaczego...może coś nie chce żebym pisała? :\ Jestem przez to wściekła i koszmarnie zmęczona...robiłam dwa arty i wyłączył mi się laptop...obydwa szkice poszły się kochać :_; z czego jeden był na prawdę bardzo ważny...Really Sad
Mam pomysł na kolejny rozdzialik, który nie będzie związany w fabułą...może mi się uda go napisać w najbliższym czasie?

Risa: Powinnaś jeszcze raz wspomnieć o konkursie na okładkę.
Oliś: Ale to byłby już nachalne...
Sado: Jeśli ty tego nie zrobisz to ja to zrobię.
Oliś: Przestańcie.
Sado: Uwaga, uwaga...
Oliś: *Zasłania mu usta.* Cichaj~
Risa: to sama o tym powiedz.
Oliś: No dobra...

Konkurs na okładkę do CTI ^^

Oliś: To chyba wystarczy, prawda?
Sado: No nie wiem...
Risa: Napisz coś więcej...
Oliś: Jak ktoś będzie chętny to się zapyta.

Odnośniki do reszty rozdzialątek:
Rozdział 1 - fav.me/db1lp2g
Rozdział 2 - fav.me/da2gjz7
Rozdział 3 - fav.me/da2otht
Rozdział 4 - fav.me/da437bt
Rozdział 5 - fav.me/da58l6d
Rozdział 6 cz. 1 - fav.me/daauvum
Rozdział 6 cz. 2 - fav.me/daauyo3
Rozdział 7 cz. 1 - fav.me/danmqk7
Rozdział 7 cz. 2 - Ta-dah! To ten ^^
Rozdział 8 - Kiedyś się pojawi ^^;

Inne linki związane z tą historią-bardziej humorystyczne:
Rozdział 5.5 (dodatek nie związany w fabułą) Zelenka pisarką - fav.me/daiiwzw
Q&A Risa i Sado - fav.me/da73dbh
Nikt mnie nie kochał - fav.me/dag43dl
Jak to Risa się upiła (nie związany z fabułą) - fav.me/da4hjkc


© 2016 - 2024 Dedto
Comments0
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In